MacBook Pro near white open book

Opowieści Rzymian o wdzięcznych lwach

Wielu pisarzy rzymskich zdawało się przekładać opowieści o lwach nad inne ciekawe historie. Najbardziej znane są niewątpliwie opowiadania Aulusa Galiusza i Klaudiusza Eliana Androklosie i jego obrońcy — lwie. Pewien zbiegły i schwytany z powrotem niewolnik, który miał za karę walczyć na arenie z lwem, został przez niego poznany powitany z oznakami wdzięczności, ponieważ Androklos niegdyś na pustyni usunął mu cierń z łapy. Według opowiadania niewolnika mieli oni potem przeżyć wspólnie 3 lata w pewnej ukrytej pieczarze. W ciągu tego czasu lew zaopatrywał swego kompana i dobroczyńcę prawie codziennie w świeżo upolowaną zwierzynę. Później człowiek miał już dosyć samotności i udał się między ludzi, gdzie jednak wpadł w ręce pachołków tropiących zbiegłych niewolników i został przewieziony do Rzymu dla przykładnego ukarania. Gdy na arenie pełen radości Androklos objął wdzięcznego mu lwa, ten zaś jak dobrze wychowany pies usiadł przy jego boku, edyl zażądał wyjaśnienia, co oznacza to niespotykane zachowanie drapieżnego zwierzęcia. Wówczas Androklos opowiedział zgromadzonemu ludowi o swych przeżyciach z czworonożnym przyjacielem. Zarówno jemu, jak i lwu darowano życie i wolność. Przypuszczalnie Androklos wędrował następnie ze swym zaufanym towarzyszem od szynku do szynku i opowiadając swe perypetie zdobywał środki na utrzymanie zarówno własne, jak i zwierzęcia, tym łatwiej, że mógł przedstawiać posłusznego lwa na dowód prawdziwości swych słów. Jeszcze przed Galiuszem i Elianem nieoceniony Pliniusz częstował swych czytelników podobnymi legendami. „Całe to zdarzenie przedstawione jest na obrazie w Syrakuzach” — zaznacza snując swoją pełną polotu relację o pedagogu z Syrakuz, który pewnego razu napotkał lwa podczas swej podróży po Syrii. Uporczywie starając się zwrócić na siebie uwagę, postępowało zwierzę kulejąc w ślad za przestraszonym człowiekiem, aż ten zrozumiał, że drapieżnik nie chce od niego nic innego, jak tylko szybkiej pomocy. Lew oddalił się, skoro tylko podróżnik wyciągnął mu z przedniej łapy drzazgę. Zwierzę miało następnie jeszcze kilka razy odwiedzić swego dobroczyńcę.