Za czasów księcia Wellingtona, zwycięzcy Napoleona w bitwie pod Waterloo, wielką sensację wywołał transport słonia przez centrum Londynu. Była to oswojona słonica w wieku około 20 lat, która przybyła do Anglii żaglowcem wprost z Indii. Przeprowadzono ją do letniej rezydencji księcia Devonshire, w położonym na zachód od Londynu przedmieściu Chiswick. Zawczasu przygotowano dla niej oddzielne, ogrzewane pomieszczenie mieszkalne. Administrator rezydencji — jej przyszły opiekun — został uprzednio dokładnie poinformowany o zasadach najlepszej pielęgnacji takiego niecodziennego gościa. Słonica już w dniu przybycia zawarła przyjaźń z księciem ze swym opiekunem. Ponieważ w swojej ojczyźnie słonica była przyuczona do wykonywania rozmaitych prac, nie chciała widocznie również i w Chiswick pozostawać bezczynną, przynosiła więc zarządcy, który opiekował się również ogrodem, z własnej chęci duże wiadro wypełnione wodą, które normalnie dźwigało dwóch robotników, albo ciągnęła chętnie beczkowóz z wodą przez aleje parku, skoro tylko raz pokazano jej tę czynność. Pomagała również przy karczowaniu zbędnych drzew, które przewracała, po prostu silnie się o nie opierając. Na polecenie swego opiekuna wyrywała krzaki, a nawet pomagała zmiatać liście, posługując się przy tym zręcznie trzymaną w trąbie miotłą.
Gdy książę przyjmował gości, dzieci mogły siadać na ławkach zawieszonych po obu bokach słonicy, która łaskawie nosiła je po parku. Poprzednio w Indiach opiekowała się ona małymi dziećmi i huśtała maluchy w kołyskach. Również i teraz nad Tamizą mogła wykazać swoje upodobanie do dzieci. Pozwalała im towarzyszyć sobie w spacerach po parku i uważała je za swoich podopiecznych. W zamian za to przyjmowała z wdzięcznością od chłopców i dziewcząt owoce, bułki i marchew.