Po zbombardowaniu ogrodu zoologicznego w Berlinie w czasie II wojny światowej dr Bernhard Grzimek przyjął do siebie pod troskliwą opiekę kilka małp. Była to parka ośmioletnich szympansów i pięcioletnia orangutanica. Od tych małp doznał dr Grzimek wiele złego i dobrego. Najpierw został on silnie i dotkliwie pogryziony przez samicę szympansa, która jednak wkrótce stała się zupełnie posłuszna. Miał on również okazję już pierwszego dnia przekonać się o przebiegłości szympansów. Ten wielki miłośnik zwierząt umieścił je w ogrzewanej piwnicy, w dwuczęściowej klatce, w której przedtem przebywały dwa wilki. Okratowane drzwi prowadzące na zewnątrz były zamykane, podczas gdy w otworze łączącym obie części klatki znajdowała się jedynie klapa, którą można było z zewnątrz podnosić do góry za pomocą stalowej linki. Szybko szympansica zorientowała się, że może bardzo łatwo przez podniesienie klapy, łączącej obie części klatki, przedostać się do przedziału samca. W swej książce Małpy w domu dr Grzimek opisuje oprócz rozmaitych wydarzeń ze swymi pensjonariuszami — samcem Bambu i samicą Ova — następujący szczególnie godny uwagi fakt: „Ova wydostała mi z kieszeni obcęgi, które następnie usiłowała włożyć cieńszym końcem — jak klucz — do zamka i próbowała go otworzyć, następnie wcisnęła je pomiędzy dwa pręty klatki i starała się użyć jako dźwigni do ich wyłamania”. Na dowód, że szympansy są jeszcze bliższe ludziom pod względem psychicznym, aniżeli wynika to z ich rozumnego zachowania się, Vance Packard opowiada o następującym zdarzeniu: pewien szympans bardzo lubił przypatrywać się korpulentnej kucharce, zajętej pracą. Gdy jego pielęgniarz zamykał drzwi, małpa okazywała gwałtowną złość.