Na szczęście już od setek lat słoni nie używa się w czasie wojen jako żywych czołgów, zachowały one natomiast w krajach azjatyckich swe znaczenie w zakresie zaopatrzenia wojska. To wycofanie ich z pozycji zajmowanych w pierwszej linii na dalekie tyły zawdzięczają słonie nie tyle względom człowieka, ile wymogom taktycznym. W dawnych czasach ich pojawienie się w boi u wzbudzało strach i powodowało zamęt w szeregach nieprzyjaciela, co jeszcze w średniowieczu decydowało o wyniku walki. W miarę coraz szerszego rozpowszechnienia broni palnej i zmiany sposobu wojowania, udział słoni w boju stał się całkowicie nieistotny. Zabawna historia o pewnym wojskowym słoniu pochodzi z czasów, gdy Francuzi utrzymywali jeszcze załogi wojskowe w południowo-wschodnich Indiach dla ochrony swego handlu. Świadczy ona, że w pewnych przypadkach istnieje całkowite porozumienie pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem.
W latach 1730—1741 pewien żołnierz, należący do korpusu słoni gubernatora Dupleix, wchodzącego w skład sił zbrojnych Kompanii Francusko-Wschodnioindyjskiej, stacjonował ze swoimi słoniami w Pondichśry, mieście portowym na Wybrzeżu Koro- mandelskim. Zwykł on był swój żołd przeznaczać na arak i dzielić się sumiennie ze swym wierzchowcem tym ulubionym w Indiach napojem, produkowanym z ryżu i soku palmowego. Nic dziwnego, że słoń odwzajemniał mu się sympatią — rozcieńczony wodą arak jest wszak ulubionym napojem tych kolosów.
Pewnego dnia żołnierz nadużył trunku. Żandarmeria wojskowa, zwykle bardzo pobłażliwa dla przewodników słoni, postanowiła tym razem ująć hałasującego mężczyznę, aby w ciągu nocy wytrzeźwiał w areszcie. Przebiegły żołnierz zdołał jednak uciec i ostatecznie znaleziono go w stajni słoni, gdzie spokojnie leżał, chrapiąc pod swoim wierzchowcem. Policja nie była w stanie dotrzeć do pijaka, gdyż słoń występował w obronie swego kompana od wódki, podnosząc groźnie trąbę i ostrzegawczo trąbiąc.