Znacznie mniej wyczerpujących marszów wymagano od słonia, który w czasie pierwszej wojny światowej służył w północnej Francji jako „najcięższy żołnierz” ostatniego niemieckiego cesarza. Był to słoń indyjski, płci żeńskiej, przebywający uprzednio w zoo Hagenbecka. Teren jego działania znajdował się w odległości około 160 km na zachód od Akwizgranu, tego samego miasta, w którym za czasów Karola Wielkiego służył słoń Abul Abbas jako wierzchowiec cesarzowi. W tamtejszych lasach dzielna słonica Jenny musiała przeciągać w czasie wojny ścięte drzewa do tartaku. Od czasu do czasu pomagała również przy przetaczaniu wagonów kolejowych załadowanych deskami i balami, przeznaczonymi do budowy rowów strzeleckich. Ta chętna do pracy i pojętna słonica należała wprawdzie nominalnie do armii, nie była jednak posłuszna żadnemu z obwieszonych orderami generałów, lecz wyłącznie pewnemu prostemu, starszemu bosmanowi, dawnemu swemu pielęgniarzowi ze zwierzyńca Hagenbecka. Marynarz i słoń byli nierzadko powodem rozmaitych wesołych incydentów. Wizytujący jednostkę wysocy oficerowie oglądali ze zdziwieniem tę oryginalną parę. Regulamin wojskowy nie przewidywał, żeby bronią starszego bosmana był hak na słonie. Uważano go nieraz za wariata, zwłaszcza z powodu munduru marynarza noszonego w wojsku lądowym. Dopiero pojawienie się Jenny wyjaśniało wszystko. Gdy front przesunął się ku tyłowi, pojętne zwierzę zostało bez uszczerbku dla zdrowia przewiezione z powrotem do zoo w Stellingen koło Hamburga, gdzie mogło wypocząć po trudach służby polowej, zanim powróciło do występów w cyrku.